czwartek, 17 marca 2011

pożegnania vol.2

I nastał nowy tydzień. Nowy tydzień zaczął się źle, bo zaczął się od pożegnań.

Oprócz tego trochę padało. Trochę to znaczy była powódź na wyspie. Jednodniowa, ale była. Północ zalana zupełnie, bez możliwości dojazdu. Miasta tak samo odcięte od świata, szczególnie te, które leżą choć trochę niżej.

Bez szwanku wyszło z tego Port Louis i Rose Hill.

I jeszcze jeden drobny szczegół. Zamknęli szkoły, uniwersytety, wszystko. Żłobek też, ale dowiedziałyśmy się o tym dopiero jak przyjechałyśmy na miejsce… Średnio.

Tego dnia, wieczorem utraciliśmy naszych Hindusów i drugą Chinkę. W ten sposób, lotnisko połknęło nam naszą azjatycką część domu.

Niedobre lotnisko. Niedobre.

Trzeba przyznać, że ten dzień właśnie dlatego nie był dniem dobrym. Czuć było, że nie jest wesoło, atmosfera była wybitnie niesprzyjająca.

Znów było smutno, a jak wyjechali to zrobiło się po prostu obrzydliwie cicho.

Dislike.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz