czwartek, 17 lutego 2011

koniec świata jest blisko!

Co wskazuje na to, że niebawem nastąpi koniec świata?!


Fakt, że zjadłam dziś wątróbkę, uważam za wystarczający.
W domu, za żadne skarby bym jej nie ruszyła, nic nie byłoby mnie w stanie zmusić do zjedzenia tego świństwa. A tu co?! Zjadłam, i to jeszcze z soczewicą!

Bo jak mamy (liczba mnoga, bo Thea przeżywała podobne piekło) powiedzieć, że wątróbki nie tykamy, skoro same musimy zmuszać te biedne dzieci do jedzenia wszystkiego co mają na talerzach?! I wmuszamy w nie, to co każe siła wyższa, czyli Pani Nadrzędna i Naczelna Opiekunka.

Z tego też względu, jak zadzwonię kiedyś do domu i powiem, że przyjechałam na drugi koniec świata, żeby wycinać, a później malować koniki i kotki, następnie że zjadłam wątróbkę i soczewicę - albo oniemieją, albo będą mocno niezadowoleni, bo to samo można robić w Polsce... W sumie może coś w tym jest?


Oprócz tego w żłobku dziś była prezentacja możliwości strun głosowych jeden z dziewczynek.
Doznanie wybitne, głowa boli przez mniej więcej godzinę po takim doznaniu...


A tak, to co poza tym?

Kolejni przyjaciele!


Bydlaki nazywane przez niektórych miłośników zwierząt karaluchami.
Wstrętne to jest nieprzeciętnie, niepotrzebne w naszym łez padole tym bardziej. Zastosowania, z wyjątkiem doprowadzania ludzi na skraj agonii, nie ma żadnego, więc po co żyje?!

I to jeszcze w tym kraju barbarzyńskim w ofercie mają głównie te z 7 centymetrowe i do tego latające.
OHYDZTWO.

Przez 3 tygodnie pokazały się nam ze 3 sztuki. Krzyku było sporo, ale zniknęły. Szkoda, że jeden pojawił się wtedy na moim ramieniu, co oznacza, że prawdopodobnie mieszkał sobie w mej cudownej torbie (tak, nie mamy szafek czy półek...)...
A dziś co? Dzisiaj to roi się wszędzie od tego ( z 10 poniosło śmierć), panikę sieje wśród mieszkańców.


Zepsuły nam te robale cały wieczór. Bo przecież nikt ich nie chce zabijać, bo wielkie. I nawet piwa się w spokoju nie można było napić...


BEZ SENSU.

1 komentarz: